Strony

czwartek, 31 maja 2012

Chapter four

- Romeo i Julia - powiedziała pani Webbies. W odpowiedzi uzyskała klasowe "nieeeeeee" oraz "uuuuu".
- Cudowna lektura, nieprawdaż? - szepnął do mnie Nowy. Ugh, no tak. On.
- Ja chyba mówię po chińsku - spojrzałam na niego spode łba. - Czy nie miałeś trzymać się ode mnie z daleka? - Brakuje mi do szczęścia, żeby jakiś dzieciak mi siedział na ogonie.
- Nic takiego nie mówiłaś - uśmiechnął się. Co za natrętny koleś. W trzeciej klasie, chłopcy ciągną dziewczyny za włosy, bo rzekomo im się podobają. Wytrzymałam to. Ale jak Boga kocham, jeśli on nie przestanie, to wyjmę spod ławki wyimaginowany rewolwer i strzelę. Chociaż opcja wzięcia tabletek uspokajających wydaje się być bezpieczniejsza. Zaraz, nad nim wisi kwiatek. A gdyby tak przypadkiem... Dobra, Liz, ogarnij się. Zamiast tego powiedziałam:
- Och, doprawdy? Jeśli nie, to powiem. Jeśli tak, pozwól, że ci przypomnę.
No dobrze, tego co potem zrobiłam chyba nie da się logicznie wytłumaczyć. Ale nie miałam pomysłu na nic innego. Może gdybym mu grzecznie powiedziała, żeby się odczepił... Nieee, to by nie podziałało.
- Lizzie, co w ciebie wstąpiło? - spytała wtedy pani Webbies. Zdziwiła się. Ja też się zdziwiłam. No wiecie, na co dzień nie chodzę po klasach i nie pakuję mojej pięści w brzuchy nowych uczniów. Ale ten cały Harry... Wkurzył mnie. Po co w ogóle się odzywał? Mógł siedzieć cicho i obojgu z nas wyszłoby to na dobre. Zamiast tego, siedzimy teraz w pomieszczeniu socjalnym, w towarzystwie szczotek, szmatek, mopów oraz chemikaliów. Wymarzone popołudnie, prawda?
- No powiedz coś chociaż. Nie wiem, krzycz, płacz, cokolwiek - usłyszałam głos Harry'ego. I co on sobie teraz wyobraża? Że, jak dostałam karę to będę sobie wypłakiwać oczy? Nic z tych rzeczy. Usiadłam tyłem do niego, wpatrując się zawzięcie w niegdyś biały, teraz szary sufit. W ciągu tych dwóch godzin sporo rzeczy zauważyłam. Na przykład to, że sprzątaczki nie uprzątają własnego pokoju. Nawet jeśli, to robiły to dawno temu, bo w kątach jest mnóstwo pajęczyn.
- Lizzie, proszę... - głos mu się załamywał. Nie dam się. Stay strong Liz! - Naprawdę nie chciałem cię wkurz...
- Stop! - przerwałam mu ten monolog. I tak słabo mu szło, jeśliby miał mnie przekonać. - Nie obchodzi mnie co chciałeś, a czego nie. Fakt jest faktem, że utknęliśmy tutaj. Jakbyś był tak uprzejmy, po prostu nic już nie mów.
Zasmucił się. Siedzieliśmy tam, bo on mnie zdenerwował. W ogóle, to pani Meg Webbie nie musiała od razu, biec po pielęgniarkę, psychologa i dyrektora. Dzięki tej ostatniej osobie zostaliśmy zamknięci w tym... miejscu.
- Hej, hej zobacz! - Hm... Pół godziny. Nowy rekord wytrzymania bez słów u Harry'ego. Brawo.
- Czy ty masz korę mózgową poobklejaną taśmą izolacyjną? Nie dociera do ciebie co mówię? - podniosłam głos.
- Ale zobacz co tam jest - wskazał ruchem ręki na szafkę przykrytą jakimiś starymi ubraniami. Nie widziałam tam nic szczególnego.
- Słuchaj, naprawdę nie mam ochoty na przebieranki.
Zaśmiał się.
- Tam jest telewizor ciemoku. - wziął moją drobną dłoń w swoją. Porównując, moja była drobna. poprowadził nią i ujrzałam mały sprzęcik. Czarne pudło z ekranem, zakurzone równie, jak cały mój pokój razem wzięty po roku niesprzątania. Wiem, jak to wygląda, bo wierzcie próbowałam.
- Wooow, DVD - powiedział, odsunąwszy stertę ciuchów. Podłączył telewizor do prądu. Działał.
- Zobacz, może jest jakaś płyta - zaproponowałam. Zrobił to, przeszukując wszystkie małe szufladki, które znajdowały się w tym pomieszczeniu. Znalazł. Może nie to co bym chciała, ale zawsze. Przynajmniej się czymś zajmiemy.
- Szkoła uczuć -przeczytał tytuł.
- Dobra, dawaj - powiedziałam beznamiętnym tonem. No cóż, Szkoła uczuć to chyba nie jest jeden z filmów, które chciałabym oglądać z chłopakiem tak denerwującym, jak Harry. Jeśli w ogóle chciałabym oglądać z nim cokolwiek.
- Okej. Ale wiesz, cytuję "...

______________________________________________________________
także jest, dłuugi w moim mniemaniu : )
komentować :>

wtorek, 29 maja 2012

Chapter three

Larry? Boże... Zayn? Loui? Cholera jasna, nie. To nie może być prawda. Chociaż...
- To co idziemy na ten angielski? - zapytał Nowy. Spojrzałam na niego i przejechałam po nim wzrokiem. Hmm... Rurki? Te włosy zaczesane z grzyweczką? Może... Nie, nie, nie! Przecież sama zawsze mówiłam, że nie można oceniać człowieka po jego wyglądzie.
O czym ja w ogóle myślę? Przecież on jest tylko nowym, wkurzającym uczniem, którego oprowadzę po szkole i się rozejdziemy. O tak, kiedy myślę w ten sposób wszystko jest łatwiejsze.
- Emm... Elisabeth? - powiedział powtarzając pytanie.
- Och nie mów tak do niej! - Cel zgromiła go wzrokiem. - Nazywaj ją po prostu Liz, Lizzie, Lis... - nie dałam jej dokończyć.
- Cel, kochanie. Te skróty są tylko dla przyjaciół. Tylko. - spojrzałam znacząco na bruneta.
- Ależ... - chciała protestować. Za jakie grzechy!? Dlaczego nie mogę mieć bardziej inteligentnej przyjaciółki?
- Jasne, chodźmy - powiedziałam do Lokatego. Szybkim krokiem wyszłam przed niego. Nie słyszałam za sobą żadnych kroków, więc się odwróciłam. Czy on nie może być po prostu "posłuszny"?
- Celio - zaczęłam, gdy zobaczyłam ją wpatrującą się w Harry'ego. Zrozumiała, dzięki Bogu! Zawsze, gdy mówię do niej "Celio" wie, że nie czeka jej nic miłego. - Nie masz przypadkiem teraz fizyki? Pan Westings raczej się nie ucieszy, gdy... - ooo! Podziałało. Nawet nie dokończyłam zdania, a ona już zawróciła do swojej klasy. Wiecie, Cel bardzo boi się pana Westa. Raz, kiedy przyłapał ją na paleniu papierosów (choć nie było to na terenie szkoły) zawiadomił jej rodziców. Miała szlaban przez miesiąc. W sumie nic sobie z tego nie zrobiła, bo do tej pory truje się tym... czymś. Od tamtego czasu jednak wie, że z moim wychowawcą nie ma żartów.
- Idziesz, czy potrzebujesz jakiegoś specjalnego zaproszenia? - warknęłam do Nowego. - Bo jeśli tak, to wiedz, że poczekasz sobie jakieś dwa tygodnie, zanim list do pana Harry'ego dojdzie.
- Jeej, spokojnie - powiedział.
- Nie uciszaj mnie! Po prostu idź.
- Dobr... - Ciężko jest po prostu nic nie mówić? Czy ja proszę o wiele?
- Nic. Nie. Mów. Idź. - Działa. Ja to mam gadane.
Weszliśmy do klasy, a pani Webbies powitała nas szerokim uśmiechem. Uwielbiam ją! Nasza pani od angielskiego, nie dość, że świetnie prowadzi lekcje, to poza nimi jest naprawdę fajną kobietą. Można z nią porozmawiać o wszystkim. Nie to, co niektórzy. Nie wymieniając imion ekhm Westings... Och dobrze, ale to było nazwisko, poza tym to prawda.
- Siadajcie - powiedziała. Zajęłam miejsce obok Maddy. Maddy to szczupła kruszynka. Ale mimo, że nie wygląda potrafi być naprawdę ostra.
Harry usiadł z Pete'em, Pete? Wszyscy uważają, że jest dziwny. Dziwnie się ubiera, inaczej mówi, ale ja go lubię. Hmm... Ciągnie swój do swego?
- Słuchajcie, dzisiaj bardzo ciekawa lekcja. Piszcie. - Na słowa pani Webbies wszyscy, jak na komendę pochylili się nad zeszytami. - Temat brzmi "Nasze przemyślenia i uczucia, czyli...

________________________________________________________________________
Czyli będzie w następnym rozdziale. :D
Wielkie dzięki dla Moniki i Kasi <3
PS. MONIKA JEST DZIWNA. PISZE TU W KOMENTARZACH SAME KŁAMSTWA!
PS.2. Blogi Moniki :
http://www.thewantedstoriess.blogspot.com/
http://thewantedstoryyy.blogspot.com/

Kasi podam, jak pozwoli :D

poniedziałek, 28 maja 2012

Chapter two

- Co masz teraz? - zapytałam Nowego idąc z nim przez korytarz. Wszyscy się na nas gapili. Okeeej, przynajmniej ta część płci pięknej. Okeeej, dokładniej na mojego "towarzysza".
- Mmm - mruknął Harry spoglądając na karteczkę z planem lekcji, którą trzymał w dłoni.. Boże, dalej nie mogę przestać mimowolnie się uśmiechać, kiedy powtarzam jego imię w myślach. No bo, czy wam Harry nie kojarzy się od razu z Potterem? - Zdaje się, że angielski. - Świetnie. Powiedzcie jeszcze, że mam z tym chłopakiem wszystkie zajęcia. Głośno westchnęłam.
- Coś się stało? - zapytał Nowy. Tak stało się, mógłbyś się ode mnie odczepić.
- Nie, nie. To przez tą pogodę. - Zdziwił się, bo za oknami, świeciło słońce, na prawie bezchmurnym niebie. Pomyślał pewnie, że powinnam być do tego przyzwyczajona, zważając na to, że mamy połowę września. Ale co mu miałam powiedzieć?
- Liz! - Usłyszałam, jak ktoś mnie wołał. - Lizzie! Lisaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - Ach tak. Zapomniałam wam pewnie powiedzieć o mojej przyjaciółce Celii. Tak ma na imię. Celia. Mówimy na nią różnie, ale ja mówię Cel. Krótko, i tak mi się podoba. Poznałyśmy się pierwszego dnia, kiedy pojawiłyśmy się w szkole. Czyli jakieś, och 4 lata temu. Miałyśmy po dwanaście lat. Jakaś dziewczyna wylała na mnie w stołówce cały swój sok porzeczkowy. Wyobrażacie sobie sok porzeczkowy na białej bluzce małej, przestraszonej dziewczynki? Taaak, wpadłam w szał. Zaczęłam miotać się po całej stołówce, krzycząc na nią. A Celia? Złapała mnie mocno za rękę, wyprowadziła do łazienki, zdjęła z siebie swoją piękną koszulę z bufiastymi rękawami, podała mi ją, a sama założyła górną część swego stroju od wuefu. Z miejsca ją pokochałam.
- Och skaarbie, jak doobrze cię wiidzieć. - Nie wierzę. Cel przeciąga samogłoski tylko, kiedy chce się przypodobać jakiemuś chłopakowi, bo to naprawdę wygląda uroczo. Moja przyjaciółka jest niższa ode mnie, choć o to nietrudno. Ja mam metr sześćdziesiąt  siedem, ona pięć centymetrów mniej. Jest niewyobrażalnie ładna. Ma długie, proste, ciemne włosy, które splata w warkocz, podczas gdy moje są jeszcze ciemniejsze, krótsze i nigdy nie układają się tak, jak powinny. Och, ma do tego duże, zielone oczy i cudowną figurę. Klepsydra, ale bez przesady. Jest również bardzo blada, co jej pasuje.
- Wiidzę, że przyprowadziłaaś nowego koleegę - powiedziała. Spojrzałam na nią krytycznym wzrokiem. Och, dajcie spokój! Cel? Do tego... czarodzieja z Hogwartu?
- Ojeej, kochaaaaaaanie, możemy porozmawiać? - zapytałam, naśladując ją.
- Nawet nas nie przedstawisz? - Przysięgam, kiedyś ją za to uduszę.
- Jasne, Harry, to Cel, Cel to Harry. - uśmiechnęłam się. Bo co miałam zrobić? Podali sobie dłonie. Celia przytrzymała rękę Nowego trochę za długo niż powinna.
- Poczekacie momencik? Telefon. - Taaak, jemu też się chyba to nie spodobało. Pociągnęłam Celię na bok, gdy Harry wyjmował komórkę z plecaka.
- Ty go znasz!? - krzyknęła na mnie moja przyjaciółka.
- Taak, niestety.
- Niestety? - zrobiła zdziwioną minę.
- Och, daj już spokój.
- Idziemy do niego?  - spytała. Zrobiła minę biednego pieska, na którą zawsze się łapię. Dlaczego nie mogę być bardziej asertywna!?
- Skoro musisz... - powiedziałam. Celia ucieszyła się, jak małe dziecko. Zupełnie, jakbym jej powiedziała, że w Westfieldzie są wyprzedaże na 70%.
Podeszłyśmy do Nowego, a on kończąc rozmowę, powiedział coś dziwnego. Coś co brzmiało, jak "Zobaczymy się później Loui. Tak Zayn, czas na Larrego".
Larry?

_________________________________________________________________________________
komentować :>


piątek, 25 maja 2012

Chapter one


Ja już tak mam. Każdy piątek trzynastego jest dla mnie pechowy. Ostatnim razem stłukłam dwa wazony, pokłóciłam się z przyjaciółką i zerwał ze mną chłopak. Jeszcze wcześniej złamałam rękę i nie mogłam pisać testu z fizyki. Pomyślicie, że to raczej szczęście? Nic bardziej mylnego. Nie ze mną.
Chciałam na tym sprawdzianie pomóc koleżance, ale to był w końcu piątek trzynastego, na Boga! Nauczyciel to zauważył, zostałam pytana, oczywiście z tego, czego jeszcze nie przerabialiśmy. Pan Westings powiedział wtedy:
                -Skoro jesteś tak mądra panno Higgins, na pewno będziesz znała odpowiedzi na te pytania.
                I bach! Pałeczka! Piękna czerwona jedynka w dzienniku, obok moich i tak niezbyt dobrych ocen. Mogłam to przewidzieć. Dlaczego dzisiaj miałoby być inaczej?
                Jak zwykle wstałam do szkoły, zjadłam śniadanie i zaczęło się. Przechodziłam przez ulicę i mało co nie wpadłam pod samochód. Przez to spóźniłam się do szkoły.
                -Och, to pani – od progu do klasy powitał mnie złośliwym tonem pan Westings. No tak, fizyka.
                -Dzień dobry, bardzo przepraszam za spóźnienie, ale prawie wpad… - mój nauczyciel nigdy nie dowiedział się, dlaczego przyszłam tak późno, ponieważ, jak to ma w zwyczaju, przerwał mi.
                -Tak, wiem wiem – no nie, nic pan nie wie. Błagam daj mi spokój, proszę! – Zapytałbym cię, ale… - ciągnął. Czyżby moja modlitwa została wysłuchana?
                -Mhm? – mruknęłam. Inni uczniowie, ciesząc się, że profesor zajął się kimś innym, a nie ich lekcją, poodwracali się do siebie zaczęli rozmawiać głośno.
                -Dzieciaki! – ryknął pan Westings. Mimo, iż jesteśmy w ostatniej klasie szkoły średniej, ciągle tak nas nazywa. Wszyscy słysząc jego zirytowany głos wyprostowali się równo, jak na komendę. Wszelkie szmery ucichły. Po chwili fizyk odwrócił się w moją stronę.
                -Chciałem powiedzieć, że mam chyba lepszy pomysł. – No tak, to było głupie, myśleć, że on mi daruje.
                -Tak? – zapytałam z uśmiechem, który w moim mniemaniu miał być chyba życzliwy. Sądząc jednak po rozdrażnionym wyrazie twarzy Westa, raczej u niego za takowy nie uchodził.
                -Jak widzisz, mamy nowego ucznia – wskazał głową na szczupłego zielonookiego chłopaka, stojącego na środku klasy. Miał dłuższe, brązowe loki. Ubrany w ciemne rurki, biały T-shirt z kieszonką oraz granatowe trampki, wyglądał nieziemsko przystojnie. Niestety, raczej nie w moim typie. Jeszcze raz zmierzyłam go wzrokiem. Uśmiechnął się. Odwróciłam się w stronę pana Westingsa i spojrzałam na niego wyczekująco. Tym razem razem chyba mi się to udało. Ostatnio, kiedy próbowałam stworzyć taki wyraz twarzy, spytał czy mnie coś boli. Bardzo śmieszne.
                -Chcę, abyś w tym tygodniu pokazała szkołę Harry’emu – powiedział.
                -Harry – prychnęłam. Jeszcze powiedzcie, że chodził do Hogwartu.
                -Elisabeth – usłyszałam nieco zirytowany głos fizyka i  od razu się zreflektowałam. Na wasze szczęście nigdy go nie poznaliście. Bo nasz wychowawca (za jakie grzechy pan West?) ma całkiem niezły temperament, jak na pięćdziesięcioletniego, prawie siwego faceta, który wierzcie lub nie, chodzi na jogę. Jogę! I niby to coś ma uspokajać? Nawet jeśli, to nie w jego przypadku. Chociaż w poniedziałki owszem, przychodzi do szkoły zrelaksowany i wypoczęty po swojej weekendowej sesji wyciszającej, to moja klasa w zaledwie godzinę potrafi wyprowadzić go z równowagi, Więc moim zdaniem, te sesje, choć krótsze powinien brać codziennie. Z drugiej strony jednak wątpię, żeby to coś pomogło.
                -Jasne, przepraszam. Bardzo się cieszę, że będę mogła ci pomóc – zwróciłam się do Nowego uśmiechając się sztucznie. Chyba nie zauważył tego „sztucznie”, bo przez całą moją drogę do ławki szczerzył te swoje białe ząbki.
                -Harry, usiądź z Elisabeth – czy już wspominałam, że tylko wychowawca mówi do mnie pełnym imieniem? Och, zaraz zaraz. Czy on powiedział to co usłyszałam? No pięknie. Chłopak podszedł do mojej ławki ciągle uśmiechając się. 

___________________________________________________________________

Podoba się? I hope so xx

Start?

Haha, moje czwarte opowiadanie. Mam nadzieję, że nie stracę weny, i że się spodoba.
Tyle chciałam powiedzieć. Zaczynam? :>>