Strony

czwartek, 7 czerwca 2012

Chapter seven

Dlaczego nie mogę być normalna? Zadaję sobie to pytanie zawsze trzynastego w piątki. No czego mi brakuje? Okej, oprócz długich nóg, pięknych włosów i paru innych małych szczegółów. Ale dlaczego akurat mi się to wszystko przytrafia? Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko byciu noszoną na rękach przez chłopaka. Wręcz to lubię. No dobrze, to był bodajże trzeci raz w moim życiu. Ale nie przeszkadza mi to. Po prostu, jeśli Harry chciał mnie tak koniecznie wziąć do tej jego limuzyny, tak limuzyny, to mógł to zrobić inaczej, żeby ludzie na ulicach nie robili nam naokoło zdjęć. Wielkie rzeczy, facet niesie dziewczynę do samochodu! Nie, zaraz... Co mówił Westings? Chwila, mam!
- Ekhm - próbowałam zwrócić na siebie uwagę Harry'ego. Nic to nie dało. Odchrząknęłam głośniej. Chłopak spojrzał na mnie swoimi zielono szarymi oczami pytającym wzrokiem.
- O co chodziło West'owi? - spytałam. Brunet się zmieszał. Fajnie, będzie zabawa. Mały coś ukrywa!
- Ale z czym? - udawał, że nie wie o co chodzi. Myśli, że się na to nabiorę? Chyba raczej nie.
- Po pierwsze, nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Po drugie, dobrze wiesz z czym - uśmiechnęłam się znacząco. To było jasne, że nie chce o tym mówić. Ale cóż, taka moja natura, będę go tymi pytaniami dręczyć, aż się podda. Użerałam się z nim przez cały dzień. Calutki! Należy mi się coś od życia, tak? Wiem, jestem okropna, mhm.
- Znaczy... Hmmm... - chłopak zaczął się jąkać. Jeszcze lepiej, to coś poważnego! - Mam taki mały zespół...
Zespół? Tylko tyle? Myślałam, że jest jakimś zaginionym na Wyspach modelem bielizny termoaktywnej! Och, dobrze. Może nie aż tak, ale coś w tym stylu. Czyli jednak mi się nic nie należy, świetnie.
- Jak się nazywa? - trudno, przynajmniej jeszcze trochę go pomęczę. Nazwijcie mnie teraz złą czarownicą, znęcającą się nad bezbronnym chłopcem, ale cóż.
- One... Emm... - znowu się jąkał. Czy to takie trudne, wypowiedzieć pełne zdanie?
- Ciekawa nazwa, One Emm. Niezły macie gust - zaśmiałam się.
- Nie. To jest... One... One Direction. - Brawo Harry! Wykrztusiłeś to wreszcie! Tyle że nic mi to nie mówi. Chociaż... Coś tam świta... Nie, niestety. Będę musiała wypytać o to Cel. Ona się na tym wszystkim zna.
- Fajnie, a od... - hmm, Harry nigdy nie dowiedział się o co chciałam go jeszcze spytać, bo nagle zawołał:
- O, popatrz, mój samochód! - podążyłam za jego wzrokiem i ujrzałam czarnego Land Rover'a. Hmm... W zasadzie był on szary, zważając na kurz pokrywający jego maskę.
- Długo nim nie jeździłeś, prawda? - zaśmiałam się. Limuzyna, nie ma co! Ale Land Rover jest lepszy, zawsze kręciły mnie takie terenówki.
- Czekałem na ciebie - zerknął na mnie znacząco. Ekhm... Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam,biorąc pod uwagę to, że cały czas trzymał mnie na rękach. Och i drobny szczegół, dzieliło nas kilka centymetrów.
- Zawieziesz mnie do domu? - spytałam, próbując zmienić temat. Zauważył to i uśmiechnął się pod nosem.
- Nie sądzę, najpierw szpital - powiedział stawiając mnie na ziemi, a ja spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach. Otworzył drzwi do samochodu.
- W takim razie nie wsiadam - zadecydowałam.
- Chcesz się przekonać? - nie poczekał na odpowiedź, która i tak byłaby przecząca. Pociągnął mnie i popchnął lekko na siedzenie. Jako, że trzymałam go cały czas kurczowo za koszulkę upadł na mnie. Hmm... Znów nasze twarze dzieliło dosłownie może trzy centymetry. Ta sytuacja powtarzała się zdecydowanie zbyt często.
- Dom - powiedziałam tonem nieznoszącym sprzeciwu. Nie miał wyboru. Westchnął głośno i podniósł się na ziemię. Zamknął drzwi, obszedł auto i wsiadł do środka.
- Dobrze, ale jeśli coś ci się stanie, to nie będzie moja wina - oznajmił odpalając Rover'a.
- Tiaa - przytaknęłam cicho. - Hej, a gdzie jest ten wasz manager? - przypomniałam sobie. Miał przecież czekać na dworze.
- Hm, racja. Sprawdzę - wyciągnął telefon z kieszeni. Zauważyłam, że to był iPhone. Albo ma bogatych rodziców, albo ten jego zespół nie jest, tak mały, jak mówił. Ale w sumie, nic mi do tego.
Wybrał numer i co chwila powtarzał:
- Tak... Jasne, okej... Już jadę, niech chłopaki się nie martwią... Dobra, do zobaczenia - rozłączył się.
- I co? - spytałam.
- Paul już pojechał do studi... - chyba zorientował się, że powiedział o jedno słowo za dużo. Uśmiechnęłam się pod nosem.

___________________________________________________________________________
Jest, tym razem nie męczcie mnie, bo naprawdę dłuuuuuuuuuugi!
Ala, jesteś wielka! Dziękuję : *
Polecam, blog Ali KLIK <3 ŚWIETNY!
Do dreams come true: chyba musisz to dodać na swojej liście czytelniczej : ) btw, dziękuję <3
Do Ulci: masz wreszcie długi, babka <3

6 komentarzy:

  1. Przeczytałam wcześniej, od razu jak mi wysłałaś, ale komentuje teraz.. Przepraszam :((
    ROZDZIAŁ MEGA, ale zdaje mi się że jest troszeńkę, ale to bardzo za krótki -,- DOMAGAM SIĘ WIĘCEJ <3

    Martyna ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Weszłam myśląc że ten blog będzie ciekawy ale on nie jest ciekawy.....ON ON JEST ŚWIETNY FASCYNUJĄCY CUDOWNY!!!! Dziewczyno masz talent!! I uwierz mi czytałam dużo blogów ale ten jest numerem 1 na mojej liście ;) Tekst jest przecudowny czekam na nexta i mam nadzieję że będzie jeszcze dłuższy niż ten. weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Hehehe, dzięki. Znalazłam. Na kompie to jest łatwiejsze niż na telefonie :P Świetny rozdział ! Cudowny blog, na prawdę :d Hehe, Harry się sypnął trochę .... :D
    Buziaczki, dreams come true :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!!! ;D Podoba mi się charakterek Lizzie *___* xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta blondyna z rozdwojonymi końcówkami, z VIb xD13 czerwca 2012 09:18

    No,Kochana ile czasu to my niby mamy czekać na 8???? i na jakiś porządnie długi rozdział?! Ja chcę już!!!
    No,Lizzie ma charakterek, nie ma co :D I za to ją właśnie uwielbiam!

    P.S. I Ciebie, za to że piszesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Suuuuper :))
    kiedy nastepny rozdzial ?

    OdpowiedzUsuń